W
hotelu wykupujemy wycieczkę na kolejny dzień. To nas tu właśnie
przyciągnęło na Palawan, a mianowicie podziemna rzeka na Puerto
Princessa. Jak to w Azji krótka trasa, a czasochłonny dojazd, ale
to też element zwiedzania. Wklejeni w szybę możemy podziwiać
widoki..
Wyjazd
ranny pomiędzy 7 a 8 godziną. Czyli bus podjeżdża po 8, ale tu
nikomu się nie spieszy. Wszystko robią spokojnie bez zbędnych
emocji. To Azja i podróże nauczyły mnie trochę pokory i
cierpliwości. Bo natura obdarzyła mnie wyjątkowo niecierpliwą i
punktualną duszą.
Gdy
człowiek pracuje nad swoim charakterem, w końcu są jakieś
rezultaty. Czy czuję się poskromiona??!! - może trochę. Czy mi z
tym dobrze – zdecydowanie TAK..
Tak
więc jedziemy do Parku Narodowego. W naszej grupie wycieczkowej poza
przewodnikiem jest jeszcze dwóch Włochów i dwóch Jankesów,
którzy są skośnoocy.
Jak się
okazuje grupa trafiła się nam pierwsza klasa. Włosi otwarci i
gadatliwi, Amerykanie przemili i opiekuńczy. Zresztą widać, że są
parą. Ja z Oxi jesteśmy jedynymi kobitkami.
Po
przejechaniu krętej i górzystej drogi – wszyscy żołądki mamy
pod samym gardłem. Jak coś to w busie jest dużo reklamówek, ale
nikt nie musiał na szczęście korzystać. Normalny rollercoaster.
Po chwili oczekiwań w porcie, pakujemy się na małą łódkę i
płyniemy w kierunku Podziemnej Rzeki. Po około 30 minutach
dopływamy na plaże i jesteśmy całkowicie ogłuszeni warkotem
silnika na łodzi. Wyciągam z plecaka 2 litrowe piwo i rozdzielam na
wszystkich uczestników wycieczki. Mamy kubeczki. Włosi śmieją
się, że z Polakami to zawsze jest co się napić, a Amerykanie są
mile zaskoczeni. Potem oni nas zaskakują mile, bo w podzięce
dostajemy od nich zdjęcia z wycieczki łodzią po podwodnej rzece,
które można zakupić na koniec rejsu. Bardzo miły gest.
Wsiadamy
do kajaka i ze słuchawkami na uszach – w języku angielskim,
płyniemy w głąb góry. Nad naszymi głowami miliony nietoperzy,
sternik podświetla wszystkie miejsca o których słyszymy w
słuchawkach. Niesamowicie mistyczne miejsce. Jest ciemno więc
człowiek pozostaje sam na sam z własnymi myślami i wychodzi poza
cielesną powłokę. Niesamowite doznania.
Trzeba
uważać, jak to mówi przewodnik na holy shit – w dokładnym
tłumaczeniu święte gówna nietoperzy. Aż dziw, że przy tej
ilości tych małych ssaków, nikt nie został rzeczywiście
użyźniony..
Po
wypłynięciu z wnętrza gór, płyniemy nasza głośna łodzią w
kierunku ZipLine, bo wszyscy zgłosili chęć uczestnictwa. Ja już w
Polsce obiecywałam sobie, że polecę na linie nad oceanem, ale
przecież mam lęk wysokości. Nie zastanawiam się i nie ma odwrotu,
bo Oxi strasznie chce skoczyć a łódź odpływa, więc decyzja
została już podjęta.. Wspinamy się przez dżungle na szczyt góry
a potem jeszcze na 3 piętro budowli, z której będziemy zjeżdżać.
Póki drzewa zasłaniają widoczność, czuję się świetnie, ale
kiedy docieramy do celu, ludzkie lęki dają o sobie znać. Nie
korzystamy z pierwszeństwa, które proponują nam dżentelmeni
wycieczki. Lecimy na samym końcu. Jak już stoję nad skałami,
wydaje mi się że zaraz zemdleję, więc myślę sobie: pchnij nas
do jasnej cholery..
W końcu
lecimy i wszystkie lęki ulatniają się w sekundę. Wspaniałe
doznanie tak szybować nad lazurowym oceanem. Dziękuję w duchu, że
postawiono mnie właściwie przed faktem dokonanym. Czuję się
cudownie. Razem z córką krzyczymy i cieszymy się na zmianę. Jest
fantastycznie. Właściwie to szkoda, że tak krótko:):)
Pokonałam
swoje lęki i obawy i mogę być z siebie dumna. No i jestem:):)
Po
zejściu i wypięciu z lin ręce drżą mi do tego stopnia, że nie
mogę rozpiąć plecaka. Ale to nic..
Jeszcze
przejażdżka motorami do miasta, lunch i powrót do hoteli. Bardzo
miły i intensywny dzień. Pożywka i dla ducha i dla zmysłów.
Oksana jest zachwycona. My też.
Wycieczka
udana. Kolejne spostrzeżenie – Polacy na wycieczkach i wyjazdach
są bardzo otwarci, rozmawiają, śmieją się, Czesi, Włosi i
Amerykanie podobnie. Niemcy to milczki, nawet między sobą się nie
bratają. No i Rosjanie – ci nawet nie mówią sobie „Dzień
dobry”.. Ot, co komuna robi z ludźmi, że musi wymrzeć kilka
pokoleń, żeby mentalność ludzi się zmieniła..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz