Filipiny
2018 – ferie zimowe w upale:):)
Po kilku kolejnych
wojażach do krajów azjatyckich, dojrzeliśmy wreszcie do wyjazdu
na Filipiny. No i jak tu zacząć organizację?? Wietnam nauczył nas
trochę, jak samemu planować i ogarniać takie wyjazdy. No to
zaczynamy od poszukiwań w internecie kiedy najlepsza pogoda do
zwiedzania, bo w Azji co kraj, to inny czas pory deszczowej. Wszystko
wskazuje na miesiące zimowe jak w Tajlandii. Choć jak potem
usłyszeliśmy w samolocie najlepszy jest podobno maj?? tylko
nauczyłam się jednego – ile ludzi tyle opinii..
No to świetnie,
będą ferie, pojedziemy jak zwykle całą naszą trójką:):)
Bilety lubię
kupować z naprawdę dużym wyprzedzeniem i głównie robię to przez
Flipo.pl.
Raz próbowałam
taniej przez pewnego pana z internetu z fb, ale jak się potem
okazało, jego oferty były droższe i miejsca wylotów bardziej
odległe, niż w naszych ustaleniach. Tak więc 5 miesięcy przed
podróżą, we wrześniu zakupiłam przeloty do Filipin wraz z
ubezpieczeniem. Lot długi, bo z przesiadką w Pekinie, ale co tam,
damy radę.. Wszystko jest takie proste, kiedy odległe, jak się
potem okaże..
Bilety są, no to
siadam do kompa i ustalamy jakąś trasę. Filipiny jak wiadomo to
tysiące wysp, wysepek, dlatego żeby choć je liznąć, trzeba
będzie się trochę przemieszczać. Zresztą z wakacji na kolejne
wakacje, coraz mniej leżymy na plaży zastępując ją wycieczkami i
to nam odpowiada. Taki złoty środek, trochę dla ciała – plaża,
słońce, błogie lenistwo; i dla ducha – nowe doznania,
zwiedzanie, nowe doświadczenia. Jest wtedy i ciekawie i przyjemnie.
Wybieramy trasę na
początku dość uciążliwą, ale jak nam się wydaje optymalną:
Wrocław – Warszawa – Pekin - Manila - Palawan: Puerto Princessa
i ElNido – Coron – Manila – Pekin – Warszawa – Wrocław.
Trochę tego jest, zobaczymy jak będzie w praktyce, bo palcem po
mapie jest zawsze wygodnie.
Ok. Bilety są,
trasa jest no to kilka dni w bookingu i baza hotelowa też
gotowa. Zmian oczywiści potem jeszcze wiele, ale zarys wycieczki
coraz bardziej kształtny. Do tego jeszcze wewnętrzne przeloty, no i
pierwszy klops.. Wyczytałam, że ponieważ sezon to warto wszystkie
rezerwacje mieć wcześniej porobione, a do tego jak się podróżuje
tak daleko z dzieckiem to też jest to zdecydowanie wygodniejsze. No
i w pierwszej wersji nie miało być wyspy Coron w naszym zwiedzaniu,
dlatego wykupiłam bilety z CEBU na
Manila – Coron
i z powrotem. Ale mąż się uparł, że musi być na Coron,
a jak on się uprze to nie ma wyjścia. Dobrze, prze-bukuję
te bilety. No i prze-bukowanie
kosztowało drożej niż zakup nowych.. Czyli 250 euro w plecy.
Wściekam się, ale w końcu odpuszczam..No i mamy lot Manila- Puerto
Princesa i Coron
– Manila.
Jeszcze
tylko zakup szybkiego promu z ElNido na Coron (4h a nie 8h zwykłą
łodzią) i możemy spać spokojnie.
Taka
logistyka wyjazdu do kraju, w którym się nigdy nie było i który
jest na końcu świata,
wcale nie jest taka łatwa, jakby się mogło wydawać. Wychodzi
tysiące szczegółów, o których się człowiek dowiaduje na
bierząco. Do tego warto się
zawsze zapoznać ze zwyczajami, historią i wymogami
państw które chcemy odwiedzić, żeby nie było niemiłych
niespodzianek. Do szczepienia też namawiam, bo są i zwolennicy, jak
i przeciwnicy ale zdrowie i życie mamy jedno, więc sami musimy o
nie zadbać.
Pakowanie:
apteczka z lekami – głównie sprawy żołądkowe, przeciwzapalne i
przeciwbólowe, plastry, kremy do opalania – obowiązkowa 50 na
naszych wyjazdach.
Do
tego maski do nurkowania, sprzęt fotograficzny, wygodne buty, ciuchy
– wyjątkowo mało miejsca zajęły w walizce w tym roku. Po
pierwsze lato, po drugie, ograniczyłam ich ilość jak nigdy dotąd.
Przy tylu zmianach miejsc każde kilo w bagażu daje potem o sobie
znać.. Najważniejsze są i tak stroje kąpielowe, zarówno na plaży
jak i na wycieczkach łodzią.
WARSZAWA
Czas
przed wylotem trochę męczący, bo mam zapalenie węzłów chłonnych
i zapobiegawczo dostałam antybiotyk aż do przesiadki w Pekinie.
Modlę się tylko żeby córka była zdrowa, bo wiadomo u nas zima i
miliony zarazków, a z chorym dzieckiem w podróż daleką jechać to
ciężka sprawa. Ogarniamy resztę spraw, a mnożą się i piętrzą
i dzień przed wylotem jedziemy do Warszawy, z której mamy wylot.
Dmuchamy na zimne, bo jak spadnie niezapowiedziany śnieg to korki
mogą nas mocna opóźnić. A przed tak długim i do tego kosztownym
lotem, lepiej być i wcześniej i do tego wyspanym.
W
Warszawce bierzemy apartament przy lotnisku i można powiedzieć ze
zaczęliśmy naszą podróż.
Apartament
jest przestronny z salonem i aneksem kuchennym. Położony 10 minut
od lotniska Chopina. Do tego blisko na parking Lider,
gdzie mamy odstawić auto i skąd zawiozą nas na lotnisko. Już
korzystaliśmy z ich usług i jesteśmy zadowoleni. Lepiej robić
rezerwację przez internet bo wychodzi o wiele taniej.
W
trojkę śpimy na jednym łóżku, bo nikt nie chce na kanapie.
Ciasno ale rodzinnie:):)
Rano
pada śnieg więc potwierdza się, że lepiej było przyjechać dzień
wcześniej pomimo iż
jechaliśmy
tylko 3h , niż jechać w nocy i martwić się warunkami
atmosferycznymi.
Odstawiamy
auto i dowożą nas na lotnisko. Przed długimi lotami odprawa
zaczyna się na 3h wcześniej. Nasza jeszcze się nie zaczęła, bo
ja zawsze jestem za wcześnie, ale że jesteśmy wyspani, to czas
milej leci. Do tego gawron lotniskowy upodobał sobie moje kanapki z
szynką i krąży dookoła nas. Obsługa lotniska informuje nas, że
gawron mieszka już z nimi pół roku, a że jest inteligentny, to
nikt nie może go złapać. Karmię go, ale łapać nie zamierzam.
Jak mu tu dobrze, to nie będę zakłócać jego spokoju.
Do
Pekinu będziemy lecieć AirChina.
Tymi liniami jeszcze nie lataliśmy. W rankingu są dość nisko, ale
po czasie stwierdzam, że są ok. Bardzo miła obsługa.
Mamy
trzy miejsca od okna. Oczywiście córka siada przy oknie, pomimo że
widoki ją nie interesują, ale nie wyperswadujesz 8- latce pewnych
rzeczy. Mąż, że jest naprawdę wysokim facetem, oczywiście od
strony przejścia. Ma zawsze pod górkę, bo musi nas potem przez 9h
lotu wiecznie przepuszczać do toalety. No ok, nie nas tylko mnie..
bo to ja najczęściej latam.
Jedzenie
w tą stronę jest jak na samolotowe, powiem nawet smaczne – ryż z
gulaszem. Oczywiście piwo kończy się obsłudze dość szybko haha.
Szkoda, z drugiej strony nie będę pół lotu okupować ubikacji.
No
i zaczyna się. Zmiana czasowa to jakieś 7h. W Polsce dzień, tu
noc. Oczywiście nie śpimy, no bo nikt nie jest śpiący. Mamy w
planach zwiedzać Pekin. Zobaczymy jak to wyjdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz