czwartek, 15 lutego 2018

FILIPINY - WYJAZD

Filipiny 2018 – ferie zimowe w upale:):)

Po kilku kolejnych wojażach do krajów azjatyckich, dojrzeliśmy wreszcie do wyjazdu na Filipiny. No i jak tu zacząć organizację?? Wietnam nauczył nas trochę, jak samemu planować i ogarniać takie wyjazdy. No to zaczynamy od poszukiwań w internecie kiedy najlepsza pogoda do zwiedzania, bo w Azji co kraj, to inny czas pory deszczowej. Wszystko wskazuje na miesiące zimowe jak w Tajlandii. Choć jak potem usłyszeliśmy w samolocie najlepszy jest podobno maj?? tylko nauczyłam się jednego – ile ludzi tyle opinii..
No to świetnie, będą ferie, pojedziemy jak zwykle całą naszą trójką:):)
Bilety lubię kupować z naprawdę dużym wyprzedzeniem i głównie robię to przez Flipo.pl.
Raz próbowałam taniej przez pewnego pana z internetu z fb, ale jak się potem okazało, jego oferty były droższe i miejsca wylotów bardziej odległe, niż w naszych ustaleniach. Tak więc 5 miesięcy przed podróżą, we wrześniu zakupiłam przeloty do Filipin wraz z ubezpieczeniem. Lot długi, bo z przesiadką w Pekinie, ale co tam, damy radę.. Wszystko jest takie proste, kiedy odległe, jak się potem okaże..
Bilety są, no to siadam do kompa i ustalamy jakąś trasę. Filipiny jak wiadomo to tysiące wysp, wysepek, dlatego żeby choć je liznąć, trzeba będzie się trochę przemieszczać. Zresztą z wakacji na kolejne wakacje, coraz mniej leżymy na plaży zastępując ją wycieczkami i to nam odpowiada. Taki złoty środek, trochę dla ciała – plaża, słońce, błogie lenistwo; i dla ducha – nowe doznania, zwiedzanie, nowe doświadczenia. Jest wtedy i ciekawie i przyjemnie.
Wybieramy trasę na początku dość uciążliwą, ale jak nam się wydaje optymalną: Wrocław – Warszawa – Pekin - Manila - Palawan: Puerto Princessa i ElNido – Coron – Manila – Pekin – Warszawa – Wrocław. Trochę tego jest, zobaczymy jak będzie w praktyce, bo palcem po mapie jest zawsze wygodnie.
Ok. Bilety są, trasa jest no to kilka dni w bookingu i baza hotelowa też gotowa. Zmian oczywiści potem jeszcze wiele, ale zarys wycieczki coraz bardziej kształtny. Do tego jeszcze wewnętrzne przeloty, no i pierwszy klops.. Wyczytałam, że ponieważ sezon to warto wszystkie rezerwacje mieć wcześniej porobione, a do tego jak się podróżuje tak daleko z dzieckiem to też jest to zdecydowanie wygodniejsze. No i w pierwszej wersji nie miało być wyspy Coron w naszym zwiedzaniu, dlatego wykupiłam bilety z CEBU na Manila – Coron i z powrotem. Ale mąż się uparł, że musi być na Coron, a jak on się uprze to nie ma wyjścia. Dobrze, prze-bukuję te bilety. No i prze-bukowanie kosztowało drożej niż zakup nowych.. Czyli 250 euro w plecy. Wściekam się, ale w końcu odpuszczam..No i mamy lot Manila- Puerto Princesa i Coron – Manila.
Jeszcze tylko zakup szybkiego promu z ElNido na Coron (4h a nie 8h zwykłą łodzią) i możemy spać spokojnie.
Taka logistyka wyjazdu do kraju, w którym się nigdy nie było i który jest na końcu świata, wcale nie jest taka łatwa, jakby się mogło wydawać. Wychodzi tysiące szczegółów, o których się człowiek dowiaduje na bierząco. Do tego warto się zawsze zapoznać ze zwyczajami, historią i wymogami państw które chcemy odwiedzić, żeby nie było niemiłych niespodzianek. Do szczepienia też namawiam, bo są i zwolennicy, jak i przeciwnicy ale zdrowie i życie mamy jedno, więc sami musimy o nie zadbać.

Pakowanie: apteczka z lekami – głównie sprawy żołądkowe, przeciwzapalne i przeciwbólowe, plastry, kremy do opalania – obowiązkowa 50 na naszych wyjazdach.
Do tego maski do nurkowania, sprzęt fotograficzny, wygodne buty, ciuchy – wyjątkowo mało miejsca zajęły w walizce w tym roku. Po pierwsze lato, po drugie, ograniczyłam ich ilość jak nigdy dotąd. Przy tylu zmianach miejsc każde kilo w bagażu daje potem o sobie znać.. Najważniejsze są i tak stroje kąpielowe, zarówno na plaży jak i na wycieczkach łodzią.


WARSZAWA

Czas przed wylotem trochę męczący, bo mam zapalenie węzłów chłonnych i zapobiegawczo dostałam antybiotyk aż do przesiadki w Pekinie. Modlę się tylko żeby córka była zdrowa, bo wiadomo u nas zima i miliony zarazków, a z chorym dzieckiem w podróż daleką jechać to ciężka sprawa. Ogarniamy resztę spraw, a mnożą się i piętrzą i dzień przed wylotem jedziemy do Warszawy, z której mamy wylot. Dmuchamy na zimne, bo jak spadnie niezapowiedziany śnieg to korki mogą nas mocna opóźnić. A przed tak długim i do tego kosztownym lotem, lepiej być i wcześniej i do tego wyspanym.
W Warszawce bierzemy apartament przy lotnisku i można powiedzieć ze zaczęliśmy naszą podróż.
Apartament jest przestronny z salonem i aneksem kuchennym. Położony 10 minut od lotniska Chopina. Do tego blisko na parking Lider, gdzie mamy odstawić auto i skąd zawiozą nas na lotnisko. Już korzystaliśmy z ich usług i jesteśmy zadowoleni. Lepiej robić rezerwację przez internet bo wychodzi o wiele taniej.
W trojkę śpimy na jednym łóżku, bo nikt nie chce na kanapie. Ciasno ale rodzinnie:):)
Rano pada śnieg więc potwierdza się, że lepiej było przyjechać dzień wcześniej pomimo iż
jechaliśmy tylko 3h , niż jechać w nocy i martwić się warunkami atmosferycznymi.
Odstawiamy auto i dowożą nas na lotnisko. Przed długimi lotami odprawa zaczyna się na 3h wcześniej. Nasza jeszcze się nie zaczęła, bo ja zawsze jestem za wcześnie, ale że jesteśmy wyspani, to czas milej leci. Do tego gawron lotniskowy upodobał sobie moje kanapki z szynką i krąży dookoła nas. Obsługa lotniska informuje nas, że gawron mieszka już z nimi pół roku, a że jest inteligentny, to nikt nie może go złapać. Karmię go, ale łapać nie zamierzam. Jak mu tu dobrze, to nie będę zakłócać jego spokoju.

Do Pekinu będziemy lecieć AirChina. Tymi liniami jeszcze nie lataliśmy. W rankingu są dość nisko, ale po czasie stwierdzam, że są ok. Bardzo miła obsługa.
Mamy trzy miejsca od okna. Oczywiście córka siada przy oknie, pomimo że widoki ją nie interesują, ale nie wyperswadujesz 8- latce pewnych rzeczy. Mąż, że jest naprawdę wysokim facetem, oczywiście od strony przejścia. Ma zawsze pod górkę, bo musi nas potem przez 9h lotu wiecznie przepuszczać do toalety. No ok, nie nas tylko mnie.. bo to ja najczęściej latam.
Jedzenie w tą stronę jest jak na samolotowe, powiem nawet smaczne – ryż z gulaszem. Oczywiście piwo kończy się obsłudze dość szybko haha. Szkoda, z drugiej strony nie będę pół lotu okupować ubikacji.

No i zaczyna się. Zmiana czasowa to jakieś 7h. W Polsce dzień, tu noc. Oczywiście nie śpimy, no bo nikt nie jest śpiący. Mamy w planach zwiedzać Pekin. Zobaczymy jak to wyjdzie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz