EL
NIDO
Tej części podróży bałam się najbardziej, że będzie
wyjątkowo męcząca, szczególnie dla Oxi. Chociaż ona jak pokazują
realia, znosi pewne trudy podróży lepiej od nas..
Co nas czeka – 6 godzinna drogą busem do El Nido. Z tych 6 h
wychodzi w ogólnym rozliczeniu 9 h, bo zanim kierowca zebrał resztę
ludzi + godzina czekania na dokumenty przewozowe, to wyszło że
dopiero po trzech godzinach wyjechaliśmy z miasta. 3 puste i
bezowocne godziny w busie. Już jesteśmy zmęczeni. Auto zapakowane
ludźmi i bagażami maksymalnie. Długa droga, którą ratują jak
zwykle widoki. To śpimy, to podziwiamy. Po południu dojeżdżamy do
ElNido. Kierowca wyjątkowo podwozi nas pod sam hotel. Serce się
cieszy bo widok cudowny na port, góry i plaże, ale żołądek
wzywa. Na szybko znajdujemy knajpę i raczą nas sklepowa pizza i
udkiem z kury. Tylko zupa ratuje sytuację. A jak się potem okazuje,
50 metrów w drugą stronę jest restauracja z przepysznym jedzeniem…
Hotel z jednym łóżkiem a nas jest 3?? Pytam się za co tek
właściwie płaciłam, skoro pobrano opłaty za 3 osoby. W
odpowiedzi dostaję 3 ręczniki.. Dobrze, że łóżko jest duże no
i ten widok. Wieczorem siedzimy na tarasie i podziwiamy go. Siedzimy
tam tez z racji tego, że w domku jest ciasno i klaustrofobicznie.
Miasto małe i biedne, nie ma tu imponującej bazy hotelowej, a ten
miał takie rewelacyjne recenzje na bookingu.. Cóż podróże mają
kształcić, a czego nauczy nas bierne leżenie na plaży w pięknym
hotelu. Tu mamy cały wachlarz nowych doznań i doświadczeń.
Zresztą tak właśnie nastawiałam się na wyjazd na Filipiny,
dlatego trudno mnie tu rozczarować czymkolwiek. Trzeba spuścić z
tonu i wczuć się w zaistniałe realia. Jest dobrze. Nawet
śmierdząca woda z kranu tego nie jest w stanie zepsuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz